IV PDC Białystok 4.03.2000 - relacja osobista Huberta Kubasiewicza

Dzień rozpoczął się uroczo. Pobudka o 3.30, " krótki spacerek " z psem, wyjazd na punkt zborny. Tam ponownie "krótkie" oczekiwanie na resztę załogi i około 4.30 już w komplecie ( 2 samochody ) wyjazd do Białegostoku.

Podróż minęła bardzo uroczo na różnego rodzaju opowieściach:

- kolega (z wojska) Rafała  połknął młotek   

- Maciek na studiach uczył się tupać

- Piotr " Golden " miał motorówkę z 4 silnikami ale działały tylko 2 bo do pozostałych zapomniał dolać oleju

oraz na jedzeniu grochówki, bigosu, kiełbasy i chleba w wojskowym namiocie gdzieś przy drodze.

 

Dokładnie o 9.30 przybyliśmy do Klubu Garnizonowego gdzie miała się odbyć cała impreza. Organizator jak zwykle wywiązał się ze swojej roli zapewniają 15 maszyn i dość dobrą organizację ( tylko godzina opóźnienia ).

Niestety nie miał szczęścia Irek bo już w pierwszym meczu trafił na Adama i niestety przegrał. W dalszej części rozgrywek ( po kilku zwycięskich meczach ) Irek ponownie trafił na naszego, tym razem był to Golden i musiał pożegnać się z turniejem. Rafał pierwszy mecz przegrał, później los nagrodził go wolnym losem, a na końcu o nim zapomniał i Rafał niestety odpadł. Golden bardzo ładnie szedł do przodu ( zajął 13 miejsce ) ale przegrał dwa razy z tym samych zawodnikiem - Tomkiem Klafftem. Maciek Rusin wreszcie pokazał klasę wypadając najlepiej z całej naszej 6-ki ( 9 ). Szedł jak burza śnieżna - niestety padł.

A Ja, no cóż, gdybym umiał rzucać podwójne to ....  byłbym mistrzem świata.

Ciekawe co jest w tym sporcie takiego, co popycha mnie do pobudki o 3.30, wysłuchiwaniu historii nie z tej ziemi, jazdy na drugi koniec Polski, wygraniu jednego meczu i niemożności doczekania się następnego PDC 25.03 w Zakopanem.