A JEDNAK MOŻNA...
III POLISH DART CUP - PŁOCK
Ponieważ po mojej pierwszej relacji było sporo głosów odzewu, a na turnieju w Płocku kilka osób poprosiło mnie o "jeszcze"... macie przed sobą relację z kolejnego PDC-a (wybaczcie mi że jest mniej słów krytyki, ale po prostu organizatorzy zadbali tym razem, aby dyskoteka "Crazy" nie była miejscem zmagań szaleńców...).
8 grudnia odbył się trzeci turniej z cyklu PDC (tym razem skrót od Płock, Dyskoteka Crazy). Łódzcy zawodnicy tym razem mogli sobie pospać do 6-7, bowiem do Płocka droga niedaleka i w miarę dobra. Problem zaczął się dopiero przy skręcie w uliczkę (dobrze oznakowaną) prowadzącą do miejsca zmagań, ponieważ pokrywała ją warstwa lodu. Ponieważ większość zawodników przyjechała samochodami, a nie saniami zaprzężonymi w renifery trzeba było zredukować prędkość i spokojnie dotoczyć się do parkingu. Jeśli mam się znowu czepiać to parking miał być strzeżony, a nie był, ale być może dzięki temu oszczędziliśmy kilka złotych (choć podobno coś się niedobrego
na parkingu się wydarzyło, ale szczegółów nie znam).
Przy wejściu do lokalu w darmowej szatni zostawiliśmy okrycia wierzchnie i weszliśmy na salę główną. Tu miłe zaskoczenie: dobrze ustawione maszyny, odgrodzone płotkiem od publiczności, dużo stolików, krzeseł i kanap, nieźle zaopatrzone "bliźniacze" bary na dwóch poziomach... muzyczka gra. Wszystko wyglądało w porządku więc ulokowaliśmy się na pięterku, gdzie zamówiliśmy rozgrzewająco-rozluźniające napoje i zrobiliśmy zakupy w dobrze zaopatrzonym dartowym sklepiku.
Zapisy przebiegły dość sprawnie; okazało się że jest 250 zawodników i 39 zawodniczek. Zostało nawet kilka miejsc siedzących, więc lokal na dużą ilość zawodników był przygotowany. Organizatorzy zapewniali 30 maszyn. Było 28 z czego dwie od razu się zepsuły, ale i tak w porównaniu z Częstochową turniej przebiegał niezwykle wręcz sprawnie. Wracając jednak do sprawy maszyn. Przy 300 zawodnikach 30 maszyn to liczba minimalna. Władze Związku i organizatorzy powinni gwarantować przed następnymi PDC-ami
przynajmniej taką ilość automatów. Maszyny ponadto muszą być dobrze ustawione i odgrodzone od publiczności (tak jak to było w Płocku).
Pomiędzy końcem zapisów, a rozpoczęciem turnieju znowu była ponadstandardowa obsuwa. Co prawda większość zawodników już się do tego przyzwyczaiła, ale myślę że można nad tym popracować, albo zadbać o to, żeby zawodnicy w tym czasie się nie nudzili. Myślę, że dobrym pomysłem byłby występ Roberta Janowskiego, który ponoć jest jednym z wiceprezesów, a jeszcze na żywo go większość zawodników nie widziała. Taka gwiazda jeśli nawet nie ma czasu i ochoty fatygować się osobiście na turnieje ogólnopolskie mogłaby chociaż zadbać, aby najlepsi na turniejach znaleźli się w ogólnopolskiej gazecie czy serwisie sportowym...
Turniej panów w
końcu ruszył, ale troszkę miejsca chciałbym teraz poświęcić dyskryminowanym nieco paniom. Początek turnieju pań planowany jest na godzinę 13. Do tego czasu zawodniczki mają do treningu zwykle 2 maszyny (w przypadku Płocka jeśli każda z pań chciałaby potrenować, rzucałaby co 20 kolejkę, a więc rzuty oddawałaby co cirkaabout 5 minut...). Turniej płci pięknej ruszył dopiero o godzinie 16, a więc dziewczyny od przyjazdu do pierwszych meczy musiały czekać około 6 godzin. Wiadomo, że PDC-owe warunki są bardziej uciążliwe dla dziewczyn niż facetów i przybywanie kilka godzin w zadymionym pomieszczeniu jest dla nich średnią atrakcją. Występuję więc z petycją (choć to nie mój pomysł, tylko dziewczyn, które całkowicie rozumiem i popieram) aby turnieje pań rozpoczynać równolegle z turniejem męskim, przy nieco większej ilości maszyn (4-5). Tak gra się na zachodzie i nie rozumiem dlaczego w Polsce wprowadziło się tą dziwną innowację. Wiem że władze chcą aby finały kobiet były rozgrywane tuż przed finałem męskim, ale przecież można zrobić przerwę dla pań i finałową ósemkę zostawić na później...
W turnieju męskim pierwsze rundy trwały troszkę przydługo (niestety znowu tak jak w Częstochowie były momenty kiedy kilka maszyn stało bezczynnie, a potem pary były wyczytywane hurtowo). Później turniej nabrał tempa, a organizatorzy i sponsorzy rozpoczęli... turniej pocieszenia. Ci, którym nie poszło, a nadal mieli ochotę potwierdzić dobrą formę mogli za 3 PLN bić rekordy w High-Score. Pomimo że w grze nie było już tak wielkich emocjijak w 501, to zwycięscy turnieju pocieszenia mogli otrzeć łzy pucharkami i nagrodami ufundowanymi przez jedną z firm zajmujących się darterskimi akcesoriami. Mam nadzieję, że turnieje pocieszenia będą nadal organizowane, choć jeśli chodzi o same zasady to przydałoby się nad nimi wcześniej dobrze zastanowić... (system pucharowy wzbudza zdecydowanie większe emocje).
Podczas turnieju chodził po sali pewien pan (niestety nie miałem okazji porozmawiać z nim osobiście). Lestat i Dagmara powiedzieli mi, że to ankieter "zatrudniony" przez władze do zbierania pozytywnych jak i negatywnych opinii. Kolejny "+" dla Związku za pomysł. Mam nadzieję, że to co usłyszał i zanotował będzie w przyszłości wykorzystane (zakładając przy okazji, że większość Waszych opinii pokrywa się z moimi).
Kolejna miła niespodzianka (choć tylko dla najlepszych) to powiększona pula nagród. Myślę jednak, że powinno być to standardem. Frekwencja jest wyższa o ok. 30-40% w porównaniu z poprzednim sezonem, więc nagrody powinny analogicznie wzrosnąć.
Przechodząc powoli do strony sportowej muszę stwierdzić, że Łódź zagrała znacznie lepiej niż poprzednio. Rewelacji nie było, ale drobne sukcesy święciły nasze panie (Dagmara Wiśniewska i Asia Zalega), wygrywając po kilka meczy. Dobrze zagrał wreszcie Mistrz Łodzi - Jarek Staniszewski (pokonując m.in. Roberta Nadolnego), nieźle poszło Irkowi Baranowskiemu, Adasiowi Warzysze, Michałowi Szczepaniakowi i duszy towarzystwa - Tomkowi Jaśkiewiczowi. Ja świętowałem mój największy sukces pokonując w ładnym stylu jednego z moich idoli - Marka Tusińskiego. Niektórych może zaskoczyć brak w czołówce Krzyśka Ratajskiego. Cóż Płock dla Kielc okazał się niewygodny, a poza tym poziom się wyrównuje. Tacy gracze jak Zalewski czy Niekrasz zadomowili się na dobre w strefie pucharowej i mogą powoli myśleć o godnym reprezentowaniu nas w Europie i na świecie. W Płocku błysnął wreszcie zawodnik gospodarzy Sławek "Many" Manecki, któremu w meczu z Chesterem (Krzyśkiem Wojciechowskim)... pomogły siły niebios...
To był dobry PDC. Gratuluję organizatorom i zwycięzcom. Mam nadzieję, że nie była to "pokazówka" po Częstochowie i że kolejne turnieje będą przynajmniej tak samo fajne. Kilka opisanych przeze mnie niedociągnięć jest do poprawienia. Kraków to kolejne miejsce zmagań (w międzyc
zasie Kędzierzyn-Koźle, ale tam w zeszłym roku było dobrze i mam nadzieję, że sukces organizacyjny zostanie powtórzony). Mam również nadzieję, że ludzie działający w Małopolskiej Lidze Darta z pomocą tych z Polskiego Związku Darta zrobią wszystko aby znowu było dobrze.
Aha, jeszcze jedno. W licencjach sportowych jest błąd. Przyjrzyjcie się liniom na tarczy - dzielą wszystkie sektory na pół, albo jak kto woli nastąpiło przesunięcie sektorów o pół pola w prawo lub w lewo... chyba będą je musieli wydrukować jes
zcze raz ;))).
Czekamy na Wasze opinie, komentarze i do zobaczenia w Baby Blue.
Leszek Puchowski (Intrako Łódź)
P.S.: Ela, Tomek... gratuluję... potomka.